Wyjątkowa, pachnąca orientem, nieznana i zaskakująca…. Ona – zupa w ulicznym barze w Bangkoku. Jej miseczka to cała kwintesencja Tajlandii. Pamiętam tą restauracyjkę dokładnie, bo chętnie się tam stołowałam. Lubiłam tam przesiadywać, bo zawsze byłam witana uśmiechem, a dodatkowo – było to miejsce spotkań. Czasem ktoś dosiadał się do mnie, czasem ja do kogoś, potem następowała opowieść o tym, co nas tu sprowadza, kim jesteśmy… I nasze drogi rozchodziły się. Czasem po prostu sączyłam koktajl
i słuchałam historii, które dochodziły z rozmów toczących się przy sąsiednich stolikach. Albo gapiłam się na tych wszystkich szalonych i kolorowych ludzi, których los tam przygnał.
Swojska, prosta, ale i dająca moc. Ona – gorąca zupa z soczewicy gdzieś na szlaku Camino Primitivo. Nie był dobry dzień, nawet nie był przeciętny, on był po prostu okropny. 6h pieszo w deszczu i wietrze. Po pierwszych kilkudziesięciu minutach byłam już mokra, a do celu jeszcze dwadzieścia parę kilometrów. Ale dzień jak zwykle się skończył i dotarłam do celu. Rutyna na szlaku – po dojściu do celu, prysznic i jedzenie, więc po odprawieniu pierwszych rytuałów zmontowałam na prędcy zupę, do której swoje trzy grosze (a konkretnie – czosnek i ostrą paprykę) dorzucili Alfonso z Wysp Kanaryjskich i Francuz-Którego-Imienia-Nigdy-Nie-Poznałam. Potem siedliśmy przy wspólnym stole i posiłku, który tego dnia był strawą dla ciała i niemal balsamem dla duszy. Nie tylko wino ma moc ekumeniczną, gorąca, sycącą zupa w taki dzień jak wtedy też potrafi połączyć narody.
I jeszcze parę wyjątkowych zup. Ta serwowana przez Mamę codziennie, gdy wracaliśmy ze szkoły. I zupa serwowana przez bliską osobę, gdy wracam z podróży – zrzucam plecak i cieszę się z ciepła czterech kątów… Czy prawie magiczne wywary według Pięciu Przemian, które sprawiam sobie na różne bolączki ciała (czasem i duszy). Zupa jest dla mnie pełna codzienności i przez to jest taka niezwykła. Pokazuje Ci miejsce, w którym jesteś w najprostszej i najbardziej skoncentrowanej wersji. Cały kosmos w jednym talerzu. Delektuj się!
A co jest dla Ciebie smakiem codzienności, a co przygód? Co pachnie i smakuje domowo, a w czym mieszczą się egzotyczne aromaty? Za czym tęsknisz, gdy jesteś bardzo długo poza domem? Co wywołuje Twój uśmiech, gdy wycieńczona wracasz do domu? Mnie cieszą drobiazgi – uśmiech dziecka, smaczne jabłko, żart zamieniony z nieznajomym. Niektórym zdarzają się co prawda fajerwerki, rycerze na białych koniach, wygrane w totka, ale powiedzmy sobie szczerze – ma to miejsce dość rzadko. Nawet bardzo. Nikt za to nie wmówi mi, że nie ma czasu, żeby przez 10 minut delektować się pyszną herbatą (nie znajdziesz tego czasu w ciągu dnia, ani tygodnia – nie, nie uwierzę). Jeśli nie cieszą Cię drobne rzeczy, czy ucieszy się coś, co jest potencjalnie wielkim szczęściem?
Jeśli kupujesz voucher/vouchery dla kogoś wpisz poniżej dane tej osoby i opcjonalną dedykację. Jeśli kupujesz dla siebie pozostaw poniższe pola puste i dodaj voucher/vouchery do koszyka.